EPO – co to jest?
EPO to erytropoetyna, czyli hormon wytwarzany przez nerki i wątrobę, stymulujący produkcję czerwonych krwinek i zwiększający poziom hemoglobiny we krwi. Ma zastosowanie w medycynie w przypadkach np. niedokrwistości lub przewlekłych chorobach nerek, ale często stosuje się go nielegalnie jako doping w sporcie. EPO podawana jest dożylnie lub podskórnie. Prawidłowe stężenie EPO wytwarzanej naturalnie, powinno wynosić u człowieka od 6 do 32 µg/ml.
Dzięki większej liczbie czerwonych krwinek, poszczególne komórki organizmu są lepiej dotlenione, a co za tym idzie, wydolność organizmu jest większa. W sporcie zwiększa się wytrzymałość mięśni i opóźnia się moment wytwarzania kwasu mlekowego podczas wysiłku – z tego powodu EPO jest chętnie stosowane przez niektórych sportowców, zwłaszcza z zakresu sportów wytrzymałościowych i kulturystycznych. EPO stosował np. Lance Armstrong – po latach przyznał się do tego, po czym zostały mu odebrane praktycznie wszystkie tytuły i pokaźna część majątku.
Historia EPO w sporcie
Ostatnie 2 dekady (od Tour de France z 1998 roku), to niepisana era EPO w sporcie. Początkowo EPO niewykrywalnego w testach, później wykrywanego lepiej, a mimo to ciągle mocno kuszącego (nawet ostatnio w mikrodawkach przyjmowanych przed snem). Przez ten czas wielu sportowców straszono o skutkach ubocznych stosowania EPO, np. zakrzepach, zawałach i zatorach – jednak żadne informacje o złym wpływie dodatkowego dawkowania EPO do organizmu, nie zdołały odstraszyć nieuczciwych sportowców. Kolejne dopingowe afery z EPO w roli głównej sprawiły, że ten rodzaj dopingu stał się niemal nierozłączną częścią pewnych sportów. Nawet dzisiaj dochodzi w kolarstwie do tego typu dopingowych wpadek.
EPO jest dzisiaj tak dobrze wykrywalne, że sportowcy musieli znaleźć sposób na jego nielegalne stosowanie. Obecnie stosuje się np. mikrodawki, aplikując je przed snem, ponieważ znikają one do momentu wykonania testu.
Nowe badania na temat działania EPO jako dopingu
Naukowcy z Holandii pokazali niedawno, że EPO nie do końca działa tak, jak do tej pory myślano, jeśli chodzi o osiągi w sporcie. Swoje wnioski oparli na szerokim eksperymencie naukowym, którego celem było zbadanie wpływu erytropoetyny na wysiłek sportowy. W badaniu wykazano, że EPO działa dobrze podczas maksymalnej próby wysiłkowej, jednak w próbie zbliżonej wysiłkiem do kolarskiej jazdy na czas, erytropoetyna nie pomaga.
Kuracja EPO lub placebo na 48 kolarzach przez 8 tygodni
Na czym polegało badanie? Przez 8 tygodni eksperymentowi poddano 48 kolarzy amatorów. Podzielono ich na grupy: jednej podawano przez ten okres EPO, a drugiej – placebo (eksperyment trwał od kwietnia do czerwca 2016 roku – wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie Lancet). Według badań EPO nie pomogło w poprawieniu wyników ani czasówki, ani górskiego etapu – jedynie pomogło w wyśrubowaniu wyniku w maksymalnej próbie wysiłkowej (wysiłek, który nie przekracza 20 minut). Okazuje się więc, że sekret poprawy wyników jest nie w mięśniach, a w głowie – tak twierdzą autorzy badania. A jeśli jest jakiś wpływ ze strony mięśni i EPO, to tak mało znaczący, że nie warto narażać swojego zdrowia i skazywać się na psychiczne tortury w postaci wyrzutów sumienia czy strach przez wpadką.
Problemy interpretacyjne badań
Osoby ze świata sportu nie zgadzają się z powyższymi tezami – uważają, że EPO istotnie wpływa na poprawę wyników i może mieć kluczowe znaczenie. Polscy specjaliści od antydopingu i fizjologii sportu uważają natomiast, że wyżej przytoczone badanie jest bardzo dobrze przygotowane, także pod kątem metodologicznym i zastosowanych narzędzi, jednak mają oni problem z interpretacją wyników, ponieważ naukowcy przeprowadzali eksperyment na kolarzach amatorach, a nie profesjonalistach (co jest uzasadnione, ponieważ obecne przepisy zakazują kolarzom startującym w zawodach stosowania takiego dopingu). Polscy specjaliści podkreślają, że takie eksperymenty są potrzebne, ponieważ sportowcy dla wyniku zrobią wszystko – niektórzy zrobią również to, co nie jest konieczne (np. biorą doping, który nie działa w ich sporcie, albo biorą doping, o którego działaniu niewiele wiedzą). Często biorą coś po prostu na wszelki wypadek – dla poczucia, że niczego nie zaniedbali i że mają coś, czego nie posiadają ich rywale. To wszystko sprawia, że prawdziwa skuteczność w dopingu farmakologicznym miesza się z mitami o skuteczności.
Ambicją autorów badania było wypracowanie pewnego standardu badań, które będą pozwalać te teorie oraz mity skutecznie weryfikować. Aby ich badanie było miarą wszystkich przyszłych badań nad skutecznością poszczególnych rodzajów dopingu w sporcie. To, że na początek swoich badań wzięli EPO, było oczywistą decyzją, ponieważ to jeden z najpopularniejszych środków dopingujących w niemal wszystkich sportach, z powodu działania regeneracyjnego i zwiększającego wydolność (lub wiary w takie działanie).
Wrażenia z eksperymentu
Podczas 8 tygodni kolarzom wstrzykiwano EPO lub roztwór soli fizjologicznej. Monitorowano nie tylko podstawowe parametry osób badanych (takie jak poziom kwasu mlekowego czy tętno), ale i programy treningowe, które były wykonywane w tym czasie. Osoby badane musiały zapisywać także swoje odczucia i wypełniać ankiety na temat stylu życia i treningów. Okazało się, że odczucia średnio pokrywały się z tym, co podawano w strzykawce (zaledwie 57% badanych dobrze odgadło, w której grupie się znalazło – z placebo, czy z EPO). Nierzadko osoby z grupy placebo opisywały swoje odczucia np. następująco:
„Po pierwszej dawce chciałem krzyczeć do przechodniów: ja nie pedałuję, ja frunę!”
I w tym miejscu widzimy ewidentnie wpływ myślenia na temat swoich możliwości, a nie podawanej substancji. Co prawda mówi się o poprawie efektów (w przypadku placebo) od 1 do zaledwie 5%, jednak placebo jest nadal zjawiskiem, które jest niedogłębnie zbadane i być może nie doceniamy jego mocy w sporcie.
Czy EPO działa?
Badanie pokazało, że EPO działa, ale nie w taki sposób, jak dotąd uważano. Oczywiście poprawia parametry krwi (aż u 61% kolarzy, którym podano EPO, odnotowano poprawę poziomu hemoglobiny o ponad 10%). Dowiedziono także, że grupa EPO po kuracji podniosła swoją „moc” o ok. 3% oraz pułap tlenowy o ok. 5%. Jednak jedynie w tych testach grupa EPO miała przewagę i widoczny był związek między podniesieniem poziomu hemoglobiny a poprawą wyników. Natomiast tam, gdzie wysiłek był dozowany, różnice między grupą EPO a grupą placebo całkowicie zanikały (mowa o próbach, które polegały na 45-minutowej jeździe na rowerze na ok. 80% mocy maksymalnej).
W jeździe na czas w próbie finałowej (110 km dojazdu w peletonie do Mont Ventoux, a następnie 21,5 km wspinaczki w górę) różnice w wynikach między dwiema grupami były trudno zauważalne, ale wyniki wspinaczki okazały się zaskakujące – lepsi o średnio 17 sekund byli kolarze otrzymujący… placebo!
EPO: poprawia natlenienie, pogarsza przepływy krwi
Autorzy eksperymentu oraz osoby, które pochwalają obraną metodologię podczas opisywanych badań, zauważają, że EPO działa w dwie strony. Z jednej poprawia natlenienie krwi, ale z drugiej pogarsza jej przepływ, ponieważ zwiększa gęstość.
Podkreślają, że dostarczanie organizmowi większej ilości tlenu to nie wszystko: istotne jest, aby ten tlen był wykorzystywany przez tkanki, a to zależy od wielu rozmaitych czynników, np. aktywności enzymów, ukrwienia czy zdolności do generowania energii (EPO będzie więc słabiej działać u osób mniej wytrenowanych). Jeśli ponadto sportowiec ma naturalnie gęstą krew, efekt będzie niewielki, natomiast u osób ze standardową gęstością krwi, EPO może rzeczywiście dać nieco większą wydolność i zapewnić szybszą regenerację. EPO zadziała mocno, jeżeli sportowiec ma niski hematokryt (wskaźnik gęstości krwi), np. 37, co jednak jest rzadkością (przeciętnie hematokryt wynosi u sportowców 43).